Literatura podmiotu do magisterki wybrana – niby już ostatecznie. I nagle przychodzi info: kilka lat temu została wydana książka mocno krytykująca (czy wręcz potępiająca) TOPR. Jej autorem jest człowiek, którego syn – członek TOPRu – zginął pod lawiną podczas akcji pod Szpiglasową Przełęczą. Napisanie i wydanie tej książki było istnym wstawieniem kija w mrowisko. Czy pisanie o niej jest wbiciem kolejnego kija? Nasuwa mi się taki kontekst – przed wojną, po śmierci Marzeny i Lidy Skotnicówien, ich matka, Marza Ostrawicka, napisała Uśmiech Tatr. Wzmianka o tej mało znanej pozycji pojawiła się w opracowaniu literatury tatrzańskiej Jacka Kolbuszewskiego. Nie znam obu książek, ale mam ochotę je przeczytać i porównać. Pytanie – czy można je porównywać? Co mają wspólnego, co je dzieli? Nie przekonam się, póki nie przeczytam.
Cały czas zastanawiam się, czy wspominanie o tej książce (dla niektórych niechlubnej) nie przysporzy i mi problemów czy nieprzyjemności. Kto z nas, wolontariuszy TPN, nie zna chociaż jednej osoby z TOPRu, którą lubi? Wprawdzie charytatywną pracę w parku z różnych względów musiałam sobie odpuścić, to pozostaje życzliwość dla ludzi, których tam spotkałam.
Wchodzenie w sieć zależności, sympatii i antypatii jest jednak rzeczą koszmarną. W pewnym momencie przychodzi taka myśl, że krytykując kogoś lub zgadzając się z kimś, trzeba stanąć po drugiej stronie barykady wobec osoby, którą się lubi. I co wtedy? Mówienie, że nam nie zależy na czyjejś opinii, to dla mnie pic na wodę. Przywiązuję wagę do tego, co myślą o mnie ludzie, których lubię i szanuję. Tylko czy przez to mam sobie założyć klapki na oczy i bezkrytycznie podchodzić do wszystkiego, co robią? Coraz częściej staję przed takimi zagwozdkami – nie tylko związanymi z życiem górskim i podgórskim, ale też tym tutaj, na dole. Trudno wtedy stanowczo zająć miejsce w jakiejś sprawie i nie urazić kogoś, na kim nam zależy – czy jako na przyjacielu, partnerze, czy jako współpracowniku.
Ciężkie to dorosłe życie. Z przyjemnością wróciłabym do momentu, gdy miałam 16 lat. Naprawdę było łatwiej.